Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2018

Triathlon Pniewy. Ucieczka, pogoń, ucieczka.

Mimo zajechanych nóg po Karko i niedociągnięć przygotowawczych bardzo mi się chciało tego trajlonu. Tej napinki, koncentracji, dla takiego roztrzepańca jak ja pamiętanie o wszystkim w strefach zmian to wyzwanie! I ta logistyka z odpowiednim rozłożeniem sił, i ta niewiadoma na co mnie stać. Która dyscyplina okaże się moją najlepszą stroną. Czy nie popierdzielę czegoś znów w nawigowaniu i nie odpłynę gdzieś na środek jeziora. Czy uda mi się złapać w końcu jakieś koło na rowerze i pojechać z przyzwoitą prędkością (w Pniewach dozwolony jest drafting). Czy uda mi się pobiec w trópa i nie umrzeć ;) Takie oto rozkminki przestartowe. Dodatkowo przyprawione odrobiną złości na siebie, bo trzeba było sobie te nogi zajeżdżać tydzień wcześniej w Karko? Odpowiedź jednak brzmiała jednoznacznie, trzeba było. Nie sposób być w górach i po nich nie biegać. No nie da się. Kolejnym razem po prostu nie zaplanujemy weekendu w górach na tydzień przed startem, jednak w tym roku nasza 1. rocznica ślubu jakoś n

Długie wybieganie w Gdańsku.

Kiedy zaczynałam się bawić w to całe bieganie, samo ukończenie, najpierw półmaratonu, potem maratonu było dla mnie marzeniem, a zejście z trasy było czymś nie do pomyślenia. Nie dopuszczałam myśli, że kiedykolwiek takie coś zrobię. W zasadzie do 15. km maratonu zeszłej niedzieli takiej myśli we mnie nie było... Jednak teraz jestem kilka lat do przodu z bieganiem i jednak biegam trochę inaczej. Mam inne cele, inne ambicje. Ukończenie dla samego ukończenia nie jest dla mnie celem, a już na pewno nie kończenie za wszelką cenę. A tylko taką perspektywę miałam przed sobą w niedzielę, gdy coś we mnie powiedziało stop . Wiedziałam, że to nie będzie walka o 3:30, nie będzie to nawet walka o 3:40. Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. Tia... Odpuściłam walkę, zeszłam z trasy, czułam się z tym paskudnie, ale ja tę walkę przegrałam w głowie na pierwszych kilometrach biegu, o ile nie już przed startem. Pseudowalka, czyli kończenie tego maratonu na granicy 4 godzin nie było tym, co by sprawiło, że cz

13. Półmaraton Warszawski. Miło cię biec!

Połamanie 1:40 było moim biegowym marzeniem od dawna, a zaczęło się od lektury tego posta <klik> . Wtedy uważałam, że bieganie półmaratonu w takim tempie w wydaniu kobiecym jest czymś absolutnie wykraczającym poza granice mojego pojmowania. Po odpowiedzi Bo pod moim komentarzem, że wszystkie granice leżą w naszych głowach, jakiś trybik w mojej głowie zaskoczył, choć wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam. Chwilę później ku własnemu zaskoczeniu pobiegłam połówkę poniżej 2 godzin . Końcówka tamtego biegu wyglądała dość podobnie do tego z niedzieli... fot. Rob M. Mamy schyłek lata zeszłego roku, kiedy moje zdrowie i moja forma były daleko w tyle. Miałam za sobą kilka lat i startów mniej lub bardziej udanych, startów które czasami wychodziły, a czasami nie. Moment, kiedy we mnie coś powiedziało 'dość'. Wówczas podjęłam decyzję, że kiedy tylko dojdę do siebie, zmieniam w swoim trenowaniu wszystko, oddaję się pod trenerską opiekę i konsekwentnie dążę do celu, a w zasa