Po pierwsze, miałam kiepsko przespaną noc. Naprawdę. Najpierw nie mogłam zasnąć, potem spałam bardzo płytkim i urywanym snem, wstałam przed budzikiem, z rana czułam się zmęczona i lekko rozbita... Po drugie, to pogoda. Nie było zimno, deszcz jakoś specjalnie nie przeszkadzał. Ale ten wiatr... Drzewa za oknem tańczyły, w kominach świszczało, a na trasie do Poznania, bezlitośnie bujało moim biednym, małym yariskiem. Normalnie w takich warunkach przekładałabym trening na inny dzień, a tu nie ma zmiłuj, trzeba pobiec i to jeszcze w dodatku przyzwoicie. Po trzecie... No może skończę jednak się tłumaczyć, wszak kiepskiej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy :) Pobiegłam Maniacką Dziesiątkę z wynikiem 46:55 netto. To jest moja nowa oficjalna życiówka na 10 km, poprawiona w stosunku do poprzedniej o około 4,5 minuty (51:20). Gdyby mi ktoś miesiąc temu przepowiedział taki czas, wzięłabym go w ciemno... Do biegu starałam się podejść rozsądnie. Założenie miałam...