Po pierwsze, miałam kiepsko przespaną noc. Naprawdę. Najpierw nie mogłam zasnąć, potem spałam bardzo płytkim i urywanym snem, wstałam przed budzikiem, z rana czułam się zmęczona i lekko rozbita...
Po drugie, to pogoda. Nie było zimno, deszcz jakoś specjalnie nie przeszkadzał. Ale ten wiatr... Drzewa za oknem tańczyły, w kominach świszczało, a na trasie do Poznania, bezlitośnie bujało moim biednym, małym yariskiem. Normalnie w takich warunkach przekładałabym trening na inny dzień, a tu nie ma zmiłuj, trzeba pobiec i to jeszcze w dodatku przyzwoicie.
Po trzecie... No może skończę jednak się tłumaczyć, wszak kiepskiej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy :)
Pobiegłam Maniacką Dziesiątkę z wynikiem 46:55 netto. To jest moja nowa oficjalna życiówka na 10 km, poprawiona w stosunku do poprzedniej o około 4,5 minuty (51:20). Gdyby mi ktoś miesiąc temu przepowiedział taki czas, wzięłabym go w ciemno...
Do biegu starałam się podejść rozsądnie. Założenie miałam takie, aby zacząć od tempa 4:50, drugi kilometr zejść do 4:40, potem do 4:30, a na 7-8. przycisnąć do 4:20. Plan był ambitny, może aż za ? Zaczęłam trochę wolniej niż zakładałam, potem przyśpieszyłam, choć nie tak jak sobie to zaplanowałam. Do 7. km biegło mi się dość komfortowo, gdy miałam przycisnąć, to... nie zebrałam się w sobie i nie zrobiłam tego.
Wiatr był chwilami dokuczliwy, ale nie aż tak, jak się obawiałam. Był też deszcz, ale on akurat mi nie przeszkadzał, bo lubię biegać w deszczu. Kompletnym zaskoczeniem był za to grad na 5. kilometrze - w takich warunkach jeszcze nie biegałam, więc jestem bogatsza o nowe doświadczenie biegowe.
Od 3. do 7. kilometra trzymałam mniej więcej równe tempo, z nadzieją, że po 7. km docisnę. No i tu się właśnie pojawia problem... Bo jednak nie potrafiłam przyśpieszyć. Mało tego, na 7. i 8. kilometrze zwolniłam! Mimo tego, że końcówka była z wiatrem, nie zebrałam się do finiszu, jak należy. Przez ostatnie trzy kilometry poziomem i zróżnicowaniem moich myśli nie grzeszyłam - główne, jakie się w mojej głowie pojawiały, to: "pierdolę, nie przyśpieszę", "to mój ostatni start na dychę, przysięgam" i "nienawidzę biegać".
![]() |
Na 7. i 8. kilometr to aż wstyd mi patrzeć :) |
Dopowiem jeszcze, że średnie tętno tego biegu wyniosło 162... Dla porównania w listopadzie Bieg Niepodległości przebiegłam na średnim 170, więc obawiam się, że tego dnia moja głowa kompletnie odpuściła. Dychy nie biega się po prostu na średnim tętnie 162... :/
Cieszę się z tego, że wykonałam duży postęp, bo poprawiłam, bądź co bądź, oficjalną życiówkę, i to całkiem znacznie. Moje trenowanie przynosi efekty (oklaski dla trenera!), będę zatem robić to, co do tej pory. Ten bieg akurat nie poszedł do końca tak, jak sobie to zaplanowałam, na pogodę zwalić winy nie mogę, choć na pewno w jakiś sposób wpłynęła ona na moje nastawienie do biegu. Tak naprawdę, moja chęć do walki wyparowała już w momencie, gdy rano po przebudzeniu zobaczyłam, jak za oknem wiatr pomiata drzewami.
I tak, jak sobie obiecywałam na ostatnich kilometrach biegu, że więcej na dychę nie wystartuję, to za metą, poza przenikliwym zimnem, bo byłam przemoczona, poczułam taką na siebie złość i taki cholerny niedosyt, że nie popuszczę, aż się uda. Dopnę swego i złamię 46 minut. A może i 45. I będę starała się to zrobić jeszcze przed tri.
Tymczasem, jeżeli chodzi o połówkę, która za niecałe trzy tygodnie, to nie będę ukrywać, że apetyt mi się wyostrzył. Tak między nami i po cichu, to bym chciała zejść poniżej 1:45. Uda się? Jak moja głowa pozostanie tym razem na swoim miejscu, to jest szansa :)
1:45? Po 5:00? Skoro tętno z tempa 4:36 masz 162 bpm? Co Ty chcesz pobiec półmaraton w pierwszym zakresie albo poniżej?:P
OdpowiedzUsuńPrzetestuj sobie tempo 4:40. Jeśli biegnie Ci się w nim nieźle i na treningu dasz radę zrobić 8-10 km, to leć tak połówkę i mi tu o 1:45 nie gadaj!
(a nowej życiówki gratuluję, bardzo:))
Spadłam z krzesła po Twoim komentarzu :) 4:40 to poniżej 1:40, to kosmos, odległa galaktyka albo i inny wymiar dla mnie! A prędkości startowe zamierzam testować na najbliższych treningach :) Dzięki!
UsuńTo nie jest odległa galaktyka. To jest bliżej niż się Tobie wydaje.
Usuń4:40 to bieg na 1:38 w połówce. Chce pobiec tak w Warszawie, także jakoś cyframi tego nie widzę, ale wierzę, że się uda. Na mecie sobie powiem, że jednak się da pobiec połówkę w tempie 4:40. Najważniejsze to wygrać w głowie :)
Podpisuję się pod słowami Krasusa. Przy sprzyjającej pogodzie pokusiłbym się o 1:40. 1:45 to dla ciebie jak rozgnieść kartofla. Idziesz na zawody, czy na spacer? Bo jak na zawody, to się leci w trupa :)
Usuń"rozgnieść kartofla" - tego nie słyszałam ;) Jeszcze niedawno tempo 5:00 było dla mnie mordercze, więc muszę podejść do tego chłodno, zrobić trening "killer", żeby na trzeźwo ocenić moje możliwości.
UsuńMari, ja to na podstawie tego Twojego biegu napisałem. Niskie tętno w trudnych warunkach wskazuje na potencjał:) Pomyśl o tym 4:40, góra 4:45.
UsuńPomyślę, na pewno :) Krasus, a chcesz zostać moim trenerem? :)
UsuńHahaha, za dobra jesteś! Paru znajomym, którzy zaczynają truchtać mówię, co mają robić, ale na Twoim poziomie?;)
UsuńMówisz - że mam biec 4:40 :D Jak się otrę o 1:40 to masz u mnie duuuuże piwo!
UsuńO, to mi się podoba! Piwo zawsze mnie motywuje:) Spróbuj sobie to tempo na treningu, masz jeszcze czas, więc zrób na przykład trening 3x4km w tym tempie (przerwy po 1 km w truchcie) i zobacz, czy dasz radę. Pobiegnij nim 8-10 km na treningu i zobacz, czy dasz radę. jeśli dasz, to stawaj za zającem 1:40 i rób taką życiówę, że postawisz mi dwa piwa:)))
UsuńTak jest, Trenerze! :D
UsuńMoże i głowa zawiodła, ale tak duża poprawa życiówki świadczy o świetnej formie. Gratuluję!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńCzapki z głów, gratulacje. Mimo, ze marudzisz, że nie przycisnęłaś, to brałabym Twój wynik w ciemno. A pamiętam jak w ubiegłym roku pisałaś coś o bieganiu w tempie koło 6:00 ;)
OdpowiedzUsuńJeszcze rok temu zejście poniżej 6:00 oznaczało dla mnie wejście w drugi zakres ;) dzięki!
UsuńGratulacje!!! :)) dla mnie tempo w okolicach 5:30 to już spory wysiłek, więc pozostaje mi tylko brać z Ciebie przykład :))
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
Usuńpiękny wynik! zwłaszcza przy tej pogodzie. Gratuluję! Podobno biegaczowi żadna pogoda nie straszna, ale są jakieś granice:) osobiście przyznaję, że mnie wczoraj nieco na mojej treningowej trasie zwiewało - tym bardziej gratuluję ci osiągniętego tempa!
OdpowiedzUsuńTak, są pewne granice, ale obiecałam sobie po tym biegu, że nie będę unikać trenowania trudnych warunkach pogodowych, bo nigdy nie wiesz, jaka pogoda Cię w dniu zawodów zaskoczy :) dzięki!
UsuńMaria, fajny progres! Mam dylemat podobny do Twojego tj. Jak pobiec połówkę. Ostatnio niecała (kabacka) dycha wyszła mi w 45 i pół (prawie). Krasusowe 4:40 lekko kosmiczne sie wydaje.
OdpowiedzUsuńDlatego planuję sobie zrobić trening w tempie startowym, aby ocenić na chłodno swoje możliwości, Tobie proponuję to samo, jeżeli jeszcze masz czas :)
UsuńMaria - czyli 4:40? :-) 10 km ? To biegne w sobotę :-)
OdpowiedzUsuńDaj znać, jak poszło :)
UsuńNo, no, no... fantastyczny postęp, ciekawe jak dasz czadu w tri i półmaratonie? Gratulacje!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńGratulacje! Postęp ładny.
OdpowiedzUsuńWrzuciłem Twój wynik na 10 km w kalkulatory biegowe,
według tego z bieganie.pl połówkę trzaśniesz w 01:43:50,
a według tego z kancelarii sportowej 1:45:03.
Tak więc - NAPIERAJ! :-)
Pisząc o "łamaniu" 1:45 miałam właśnie na myśli wynik z kancelarii. Każdy czas poniżej tego będzie dla mnie zadowalający :)
UsuńSuper wynik, gratuluję! Czytając relację z biegu w ciepłym łóżku tak właśnie myślałam, że pogoda była tylko dla prawdziwych maniaków!
OdpowiedzUsuńRewelacyjny czas, widać, że ciężka praca daje spodziewane rezultaty. Jeśli warunki były ciężkie to tym bardziej dobry bieg.
OdpowiedzUsuńThe 13 Best Casino Games in San Jose, CA - Mapyro
OdpowiedzUsuńxbox,casino 이천 출장샵 & 문경 출장마사지 hotel in San 경상남도 출장마사지 Jose, 용인 출장마사지 CA and 10 more nearby cities. The best Casino games, the best casino games, the best casino games, 토토사이트