Beskid Niski. Nie są to moje góry. Wolę Tatry, wolę Karko. Przestrzeń, skały, kosodrzewina, przewyższenia. Nie jarało mnie to błocko, liście, las. Zobaczysz te kolory jesieni, zmienisz zdanie. No dobra. Zobaczyłam kolory, trochę zmieniłam zdanie. Ale i tak wolę Karko. I Tatry. Choć całkiem ładnie tu. Magicznie. Wyjątkowo. Inaczej. Taki trochę koniec świata. Ale to nie zmieniło faktu, że biec mi się średnio chciało. Mocna połówka tydzień wcześniej na własnych śmieciach, to był start, którym się najbardziej jarałam tej jesieni. Start, który poszedł mi powyżej własnych oczekiwań. Byłam zatem przekonana, że organizm mam lekko zajechany. Miałam już poczucie dobrze wykonanej roboty. Przebiec, zaliczyć, przeżyć. Taki był więc cel na Łemko Maraton. W żaden sposób nie mogłam z siebie wykrzesać pazurów do walki. Nie próbowałam nawet. Za to pomalowałam je na kolor błota. "Zobaczysz, jak wystartujesz to ruszysz z kopyta i będzie ogień" . Przyjęłam te słowa z niedowierzaniem. Iee t...